Chorwacja – nie tylko latem!
Rozgrzane plaże pełne turystów, błękitne niebo, słońce, turkusowa morska woda – taki obrazek zna każdy z nas. Każdy też po‑ trafi sobie wyobrazić promy w portach lub te, które pełne radosnych wczasowiczów właśnie wyruszają w rejs. Ale czy równie łatwo wyobrazimy sobie ten widok zimą? Opustoszałe plaże, spokojna morska woda, puste deptaki i centra miast? W tym wszyst‑ kim piękne jachty (a dokładniej dziewięć w barwach AGH) pływające gdzieś w odda‑ li? Taki obrazek o wiele trudniej uzmysłowić sobie głównie dlatego, że o morzu zazwy‑ czaj myśli się w okresie wakacyjnym. Jed‑ nak jest spore grono osób, które nad mo‑ rze wybiera się zimą, i to niekoniecznie po to, by spacerować, ale głównie po to, aby je przemierzyć!
Już czwartą zimę z rzędu młodzi adep‑ ci żeglarstwa wyczekują zimowej wyprawy, ale najpierw wypatrują najważniejszej de‑ cyzji dotyczącej rejsu: jest nią Rozporzą‑ dzenie Rektora AGH dotyczące organizacji roku akademickiego. Dla nas data zimo‑ wych ferii jest datą rejsu, który rozpoznawa‑ ny jest w środowisku żeglarskim jako „AGH Winter Sail Expedition”. Tej zimy magicznym terminem był 13–22 lutego. Społeczność związana z Akademickim Klubem Żeglar‑ skim AGH, czyli kilkudziesięciu pozytyw‑ nie zakręconych głodnych przygody wilków morskich, zawitało do dwóch chorwackich portów: Trogir oraz Split. Załogi tych nietu‑ zinkowych śmiałków w tym roku liczyły 74 osoby. Po długiej choć radosnej podróży piętrowym autobusem z pięknym statkiem na burcie, czas było zobaczyć nasze „tygo‑ dniowe domy”, czyli jachty. Pierwszego dnia po zaokrętowaniu i rozpakowaniu na jach‑ tach przyszedł czas na obowiązkowe szko‑ lenie. Wprawdzie przed rejsem odbyła się seria warsztatów dotyczących rejsów mor‑ skich, zasad bezpieczeństwa, czy etykie‑ ty żeglarskiej, ale na „żywym organizmie” bardziej te tajemne nazwy zostają w głowie. Po spełnieniu powyższych obowiązków od‑ daliśmy się zwiedzaniu przepięknych nad‑ morskich uliczek oraz integracji, mając na uwadze, że skoro świt rzucamy cumy i wy‑ pływamy, kurs 180 na południe!
drobnym deszczem, ale i tym razem – tak jak w powiedzeniu – po burzy zawsze wy‑ chodzi słońce – mogliśmy rozpocząć mor‑ ską podróż. Jachty rozpłynęły się między licznymi wysepkami Południowej Dalma‑ cji, szukając dla siebie optymalnego wiatru. Odwiedziliśmy wiele portów, zatoczek ko‑ twicowych, słońce oraz delfiny towarzyszy‑ ły nam przez cały tydzień! Neptun również nie omieszkał dać o sobie znać i pozwolił przekonać się, na ile silny ma się żołądek. Port Prigradica przywitał nas senną przy‑ stanią i prawie „martwym” miasteczkiem. W mniejszych miejscowościach ewidentnie nie spodziewają się jeszcze żeglarzy, skle‑ py, restauracje i bary są pozamykane, a lu‑ dzie w sztormiakach wzbudzają zdziwienie i uśmiech na twarzach mieszkańców. Ko‑ lejną opustoszałą wyspą, którą odwiedzili‑ śmy była Wyspa Mljet. Trudno nawet w tych pięknych i malowniczych rejonach dostać chleb, więc skoro świt płyniemy do lądu – do cywilizacji.
Portem, w którym indywidualne drogi na‑ szych jachtów się zbiegły była Korcula, cu‑ downe historyczne miasto, w którym urodził się Marco Polo. Był wtorek, ostatki! Chorwa‑ ci to ludność lubiąca się bawić i śmiać. Tego dnia można było zobaczyć różnego rodzaju przebierańców, którzy przy dźwiękach mu‑ zyki i salwach śmiechu przetaczali się przez centrum miasteczka – na zrobienie swoich kostiumów zapewne poświęcili wiele tygo‑ dni. Można było zapożyczyć nie jeden po‑ mysł na juwenaliowy pochód, może nawet uda nam się któryś zrealizować 🙂
Po długim poranku nadszedł czas na nocny przelot. Nic nie może się równać nocy na morzu. Leżąc na pokładzie i pa‑ trząc w niebo doskonale się myśli. Nocne pływanie jest też bardziej fascynujące i nie‑ bezpieczne, a co za tym idzie, bardziej wy‑ magające dla sternika i załogi. Wachtowi muszą obserwować pojawiające się świa‑ tełka na wodzie i cały czas weryfikować po‑ łożenie jachtu. Ale każdy, kto przeżyje na morzu pierwszą noc, prędko chce kolejnej. Dlatego też do końca tygodnia pływaliśmy głównie nocą. Majestatyczna Makarska udo‑ wodniła nam, że zimą w Chorwacji potrafi tętnić życie, a na targu można kupić lokalne ryby i spróbować świeżych owoców morza. I tak ponownie dopłynęliśmy do macie‑ rzystych portów. Lecz to nie był koniec przy‑ gód, gdyż czekała tam na nas niespodzian‑ ka. Zgodnie z tradycją wieczorem udaliśmy się na chorwacką kolację. Uczestnicy byli przygotowani na nasze „zakończenie kar‑ nawału”. O 19.00 w lokalnej restauracyj‑ ce, gdzieś na wzgórzach Trogiru pojawili się więc piraci, gangsterzy, wróżka Zębusz‑ ka oraz dziewczyny hula. Na stołach zago‑ ściły owoce morza, pieczone ryby i lokalne wino. Jak zwykle tego ostatniego było spo‑ ro, więc impreza zakończyła się po odśpie‑ waniu szant oraz klasyków klubowych – kto wie to psst!
Ostatniego dnia, po odespaniu szalo‑ nej nocy, udaliśmy się na zwiedzanie mia‑ sta. Plan był oczywisty: kebab, szaber platz (czyli targ), gdzie można zakupić lokalne specjały i delektowanie się słońcem oraz folklorem na ławeczce przy głównym bul‑ warze miasta
Po takim tygodniu, bogaci o nowe wra‑ żenia, przyjaźnie (nawet romanse oraz za‑ ręczyny – ale ciii!) niechętnie ruszyliśmy w drogę powrotną.
Co jest takiego wyjątkowego w żaglowa‑ niu, że pcha ludzi w środek zimy na morze? Kto był, ten zna odpowiedź, a kto jeszcze nie zasmakował tej przygody, pozostaje mu tylko otulić się ciepłym kocem i wyruszyć z nami w zimowy rejs chociaż w wyobraźni.
Magdalena Pietrasz
Wojciech Sajdak