Logo Akademicki klub żeglarski AGH

Akademicki Klub Żeglarski
AGH

AGH Winter Sail Expedition 2014 – Grecja

Cyklady zimą są jeszcze piękniejsze

Zwykle w zimie jeździ się na nartach, zakłada łyżwy na nogi, a jak już człowiek nie ma umiejętności, żeby skorzystać z tych ekstremalnych rozrywek to ubiera się ciepło i bierze pod pachę sanki (wersja uboższa tzw. jabłuszko), idzie na najbliższą górkę i zażywa białego szaleństwa. Są jednak tacy, którzy w zimie wolą żeglować. Oczywiście nie po wodach arktycznych, bo tam jest nieprzyjemnie (chociaż, kiedyś popływać tam będzie trzeba), ale za to południe Europy jest już całkiem przyjazne dla żeglarskiego ustroju. Dlatego też trzeci raz z rzędu, studenci (byli też i pracownicy) z Akademickiego Klubu Żeglarskiego wybrali się na „zimowe” pływanie.

Poprzednie dwie edycje AGH Winter Sail Expedition odbyły się na Adriatyku wzdłuż przepięknego wybrzeża Dalmacji. Za pierwszym razem (2012) w Šibeniku zastał nas śnieg, który spadł tam po raz pierwszy od pięćdziesięciu lat – na szczęście później było już tylko cieplej. Zeszłoroczna wyprawa rozpoczynała się w Zadarze, śniegu co prawda nie było, ale temperatury nie należały do najwyższych. Dlatego też powstała myśl, żeby w tym roku pływać gdzieś dalej na południu. Wybór padł na Czarnogórę. Mieliśmy wypłynąć z Kotoru, ale niestety niedługo po rezerwacji okazało się, że czarter łódek w tym terminie jest niemożliwy. Organizator wszystkich trzech rejsów, Wojtek Sajdak, podjął szybkie działania i znalazł łódki w Atenach. I tak 23 lutego ze stolicy Grecji wypłynęło pięć łódek z banderkami AGH i AKŻ.

Po długiej i męczącej podróży autokarem (tylko jeden uczestnik rejsu dotarł na miejsce samolotem) pierwszy etap nie mógł być zbyt intensywny, dlatego komandor – Krzysiek Gębski – wyznaczył punkt docelowy na Sunion – przylądek u południowo-wschodnich wybrzeży Attyki, okraszony malowniczą świątynią Posejdona. Zatoka, w której rzuciliśmy kotwicę stanowi w sezonie letnim punkt wypadowy dla ateńczyków. Świątynia, przylądek, na którym się ona znajduje i zatoka są przepiękne, jednak całość tego zestawienia psuje budynek hotelu czy też jakiegoś ośrodka wypoczynkowego, który tam usytuowano. Obiekt ten jest przykładem koszmarnej architektura rodem z PRL.

Dlatego bez zbytniego żalu ruszyliśmy następnego dnia na morze. Tym razem mieliśmy do pokonania spory odcinek, a na dodatek Neptun pokazał swoje chmurniejsze oblicze, urozmaicając nam drogę dość silnym wiatrem, który na szczęście wiał od rufy, co spowodowało, że nie było zbyt wielu ofiar choroby morskiej. Celem naszym była wyspa Milos, do której dotarliśmy już w nocy. Nocne wejście do spokojnej zatoki otoczonej skałami robiło wrażenie. Wyhuśtani przez fale z ulgą patrzyliśmy na zbliżający się pirs. Cumowanie, zakupy, kolacja, a później integracja do późnej nocy nie przeszkodziły nam, żeby skoro świt następnego dnia wynająć samochody i ruszyć na zwiedzanie. Luty to w Grecji taka pora roku, która odpowiada naszej późnej wiośnie. Co prawda, ze względu na ciągłe pomruki Neptuna znad morza, nie dało się zwiedzać wyspy w koszulkach z krótkim rękawkiem, ale pogoda była naprawdę cudowna, a widoki, jakie zobaczyliśmy zapierały dech w piersiach. Największą atrakcją turystyczną wyspy jest wioska Tripiti z katakumbami, których nie udało nam się zobaczyć, ale po cóż było schodzić pod ziemię, jak na powierzchni było tak pięknie. W 1820 roku odnaleziono na wyspie posąg Afrodyty, znany jako Wenus z Milo. Dziesięć aut z naszymi załogami przez cały dzień przeczesywało wyspę w poszukiwaniu doznań estetycznych, które obecne były na każdym kroku. Przebywanie w Grecji o tej porze roku (zresztą nie tylko w tym kraju, bo w Chorwacji też) to wielka frajda. Oprócz widoków, pogody i wszelkich innych czynników sprawia ją komplety brak turystów. Można do woli napawać się widokami i wszelkimi innymi atrakcjami samodzielnie bez asysty tłumów, które w sezonie licznie nawiedzają te rejony. Tak było na Milos i w każdym innym zakątku, który odwiedzaliśmy.

Po dniu pełnym wrażeń przygotowaliśmy jachty do wyjścia w morze. Tym razem czekał nas nocny przelot na wyspę Ydra. Pogoda była łaskawa, resztki wiatru z zeszłego dnia niosły nasze łodzie bez przeszkód do celu. Fala, która jeszcze kilkanaście godzin temu robiła wrażenie, była już niezauważalna. W godzinach południowych rzuciliśmy kotwicę w przepięknej zatoce Mandraki z widokiem na Miramare Hotel, nieopodal portu Ydra.

To była prawdziwa sielanka. Piękne widoki, wymarzona pogoda, rewelacyjna kuchnia w porcie nieopodal, aż żal, że trwało to tak krótko. Następnego dnia po zrobieniu grupowego zdjęcia na tle naszych jednostek zajmujących znaczną część zatoki, ruszyliśmy na północ, żeby jak najbardziej zbliżyć się do Aten. Bardzo umiarkowany wiatr doprowadził nas do portu i wyspy Aigina w Zatoce Sarońskiej. Większości załóg niewiele udało się zobaczyć podczas pobytu na tej wyspie, ponieważ przybyliśmy tam już po zmroku, a wypłynęliśmy dość wcześnie rano. Wspominałem, że o tej porze roku w Grecji nie ma turystów, nie ma też żeglarzy (nie licząc nas oczywiście), jednak w drodze na Aiginę napotkaliśmy jeden jacht, który później cumował w porcie tuż koło nas. Myśleliśmy, że za chwilę poznamy odważną grecką załogę, tymczasem okazało się, że to bardzo towarzyscy Rosjanie.

Załogi, które wypłynęły wcześnie rano dopłynęły do Aten prawie bez użycia żagli. Natomiast ci, którzy postanowili wypocząć dłużej, mieli już co robić. Wiatr wzmógł się znacznie i trochę sponiewierał te załogi.

Cóż, to był ostatni dzień naszego rejsu. Jeszcze tylko zwiedzanie zatłoczonych do granic możliwości Aten, noc w porcie i zdawanie łódek w strugach deszczu. I tu trzeba się chwilę zatrzymać, zwracając uwagę wszystkim tym, którzy będą się wybierać do Mariny Alimos, żeby wyczarterować jacht od greckiego armatora. Warto bardzo dokładnie udokumentować stan jachtu w momencie obejmowania go w posiadanie, ponieważ po zakończonym rejsie naprawdę trudno jest udowodnić, że wykryte po powrocie usterki były już w momencie, kiedy pierwszy raz wchodziliśmy na łódkę.

Tegoroczny rejs był rekordowy. Uczestniczyło w nim pięćdziesiąt osób, rozlokowanych na pięciu łódkach. Duże zadanie logistyczne zostało z powodzeniem zrealizowane, a na pytanie, kto w dzisiejszych czasach organizuje rejsy dla pięćdziesięciu osób w Grecji jest tylko jedna odpowiedź – Akademicki Klub Żeglarski AGH!

Zbigniew Sulima

Skip to content